© Bartłomiej Walczak
Dawne europejskie sztuki walki (HEMA) to temat zbadany jak dotąd w niewielkim zakresie. Ich tradycja dawno zaginęła i żadnej z nich (z wyjątkiem zapasów) nie da się odtworzyć na podstawie obecnych sportów walki – w przeciwieństwie do sztuk walk Wschodu. Nie istnieją już fechtschulen ani fechtmeisteren, którzy podobnie jak wschodni sensei mogliby nauczyć nas posługiwać się mieczem, tasakiem, czy też halabardą. Jedynym sensownym rozwiązaniem umożliwiającym wskrzeszenie tych sztuk jest badanie i interpretacja Fechtbücher, traktatów o walce.
Obraz ogólny
Rekonstrukcja sztuk walki bronią dawną ma swoje korzenie w XVIII-wiecznym zainteresowaniu ideami rycerstwa i rycerskości. Powieści historyczne autorów takich jak Sir Walter Scott i Sir Arthur Conan Doyle zainspirowały angielskich wielmożów do zorganizowania w roku 1839 w Eglinton turnieju, w którym uczestnicy mogli zmagać się w szrankach. Grupy odwołujące się do romantycznych aspektów rycerstwa przeżywają ostatnio renesans, często jednak ponad źródła naukowe stawiają one utarte stereotypy i wyobrażenia o rycerstwie oraz sposobach władania bronią. Ich motywacja jest szlachetna, jednakże brak dostępu do źródeł oraz rozrywkowe podejście często sprowadzają ich na manowce, jeśli chodzi o sztuki walki.
Pierwsze próby rekonstrukcji sztuk walki miały na pewno miejsce już w latach 90 osiemnastego stulecia, kiedy to między innymi Sir Egerton Castle i Sir Alfred Hutton zaprezentowali swoją analizę „pradawnego oręża” szersze publiczności. Autor artykułu nie posiada dokładnych relacji z opisywanych zdarzeń, jednakże zarówno z prac Castle’a oraz Huttona wynika, iż „pierwsze kroki” w dziedzinie rekonstrukcji sztuk walki pełne były błędów i nieporozumień. Ich dokonania opisują szerzej artykuły Johna Clementsa „Historical Fencing Studies – The British Legacy” oraz Tony’ego Wolfa „The Grand Assault at Arms”.
Zainteresowanie dawnymi europejskimi sztukami walki istnieje już od ponad wieku, jednakże znaczny wzrost popularności zawdzięczać należy między innymi narodzinom Internetu, które umożliwiły wspólną pracę uczonym, hobbystom i praktykom z całego świata. Zanim to nastało, wielu z nich działało w oderwaniu i wszystko musieli oni wypracowywać sami. Dzisiaj grupy takie jak Academy of European Medieval Martial Arts, The Association for Renaissance Martial Arts, Ochs, Boar’s Tooth, Schola Gladiatoria, The Exiles, CMMA oraz wiele innych liczą sobie sporo aktywnych członków i regularnie się ze sobą komunikują. Rekonstrukcja stała się celem wielu badaczy: hobbystów, naukowców i praktyków. Grupy te startowały z różnych pozycji i prawie całkowicie niezależnie od siebie. Dopiero niedawno nawiązały ze sobą bliższy kontakt. Zaowocowało to wykorzystaniem naukowych metod w praktyce i realną możliwością odtworzenia historycznych sztuk walk.
Trudności w rekonstrukcji
Istnieją generalnie dwie powszechnie stosowane metody odtwarzania narzędzi oraz sposobu ich użycia. Pierwsza polega na analizie źródeł i próbach na jej podstawie rekonstrukcji przedmiotu, jak to miało miejsce na przykład w przypadku instrumentów dawnych, gdzie nie zachował się żaden zabytek pozwalający na wydobycie dźwięku. Druga polega na wykorzystaniu zachowanego zabytku w okolicznościach jak najwierniej oddających warunki, w jakich mógł on być używany. Stosowano ją między innymi badając przebijalność strzał wystrzelonych z długiego łuku.
Obie metody mają swoje wady i zalety, które należy omówić w kontekście „sztuk Marsa”. Analiza źródeł dostarcza nam teoretycznej wiedzy na temat sposobu używania danej broni w przeszłości. Jednakże po ich zbadaniu wciąż pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi i w tym momencie dochodzi do głosu metoda eksperymentalna. Podobnie jak w wypadku traktatów tanecznych, tak i w wypadku sztuk walk trzeba spróbować zastosować posiadaną wiedzę w praktyce. W skrajnym wypadku, kiedy nie ma żadnych źródeł, najpierw analizuje się samo narzędzie i sprawdza, do czego mogło służyć. Potem nadchodzi czas na testy, w których zawsze należy starać się jak najwierniej odtworzyć oryginalne warunki używania przedmiotu.
Jeśli chodzi o sztuki walki, jest to w zasadzie niewykonalne. Używana broń służyła do zabijania równie dobrze wyszkolonych przeciwników w warunkach silnego stresu. Z oczywistych przyczyn w metodzie eksperymentalnej musi nastąpić pewne przybliżenie, które odciska swoje piętno na efekcie końcowym. Brak źródeł powoduje u badaczy naturalną reakcję poszukiwania analogii sposobów używania narzędzia do czegoś, co jest im już w ten czy inny sposób znane. Stąd też powstają nieporozumienia i kardynalny błąd często popełniany przez amatorów: dostosowywania narzędzia do wymyślonej metody. Do tej kategorii należy większość pomyłek popełnionych we wczesnych stadiach rekonstrukcji średniowiecznych sztuk walki. Truizmem jest, że taka analiza nie może doprowadzić do słusznych wniosków.
Wraz ze zgromadzoną wiedzą wzrasta świadomość tego, w jaki sposób używano danego narzędzia. Można sprawdzać kolejne techniki, powoli dochodzić do tego, w jaki sposób robiono to kiedyś. Wykorzystując w tym celu oryginalne zabytki albo ich jak najwierniejsze repliki można dopowiedzieć to, czego nie znajdzie się w źródłach. Często są to informacje o fundamentalnym znaczeniu, jak na przykład szybkość i siła cięcia mieczem. Dopiero połączenie dwóch metod: analizy oraz eksperymentu daje wgląd w całość sztuki walki.
Wady traktatów
Adresatami średniowiecznych traktatów szermierczych była przede wszystkim szlachta, a w późniejszym czasie, wraz ze wzrostem znaczenia notabli miejskich, również i znaczniejsi mieszczanie. Johannes Liechtenauer nie pozostawia żadnych wątpliwości, do kogo kieruje swoje słowa, rozpoczynając w następujący sposób: „Młody rycerzu, ucz się kochać Boga, czcić godnie damy, a urośnie twa sława.”1 Podobnie anonimowy autor francuskiego „Le jeu de la hache” mówi do czytelnika: „Dlatego też każdy człowiek, szlachetny ciałem i pełen odwagi ze swej natury pragnie ćwiczyć się […] szczególnie w zacnej sztuce władania bronią.”2. Fiore dei Liberi w prologu zaznacza, iż nie chce, aby jego sztuka rozpowszechniła się tu wśród osób, które „nie używałyby jej w sposób odpowiedni.”3. Jego uczeń, Filipo Vadi, posuwa się jeszcze dalej: „…nigdy, w żadnym wypadku, ta sztuka i nauka, nie powinna wpaść w ręce nisko urodzonych, niewykształconych ludzi.”4
Z drugiej strony przeciwko elitaryzmowi, który jest głównym zarzutem wobec traktatów, świadczy fakt, iż mistrzowie mieli świadomość istnienia zarówno klas niższych, jak i specyficznych dla nich form walki. Wspomniany Fiore pisze: „[…] Królowie, Książęta, Hrabiowie, generałowie, earlowie, duchowni i tak dalej mogą uczestniczyć w pojedynkach.”. Vadi mówi: ‚Z tego powodu zaprawdę powiadam wam, że są oni [nisko urodzeni] całkowicie niezdatni dla tej nauki, podczas gdy moim zdaniem przeciwnie ma się sprawa z każdym, kto posiada talent i piękne członki, jak dworzanie, scholarzy, baronowie, książęta, diukowie i królowie.” Autor „Le jeu…” dodaje: „[…] walka toporem jest honorowa i dobrze wpływa na utrzymanie ciała, zarówno stanu szlacheckiego, jak i nieszlacheckiego.”.
Z pewnością traktowano klasy niższe z góry, świadczą o tym liczne cytaty, np. Vadi: „…To nie Niebiosa stworzyły tych ludzi [nisko urodzonych], prostych i bez rozumu lub umiejętności, a także bez jakiejkolwiek zręczności, stworzono ich raczej jako bezrozumne zwierzęta, zdatne tylko do noszenia ciężarów i wykonywania paskudnej i nieskomplikowanej pracy.” Albo u von Danziga, nazywającego Zornhaw „złym chłopskim ciosem”5, ponieważ właśnie w ten sposób atakowałby niewyszkolony w tej broni chłop. Podobnie pogarda Liechtenauera dla mistrzów gorszego stanu objawia się poprzez nazywanie ich leychmeistere – mistrzami tańca. Jednakże osoby niższego stanu z pewnością ćwiczyły własne formy sztuk walki. Interesujący jest fakt, iż zarówno w literaturze, jak i w kronikach pojawiają się wzmianki o wieśniakach pokonujących rycerzy w zapasach, choć czasami jasno jest to jedynie figura retoryczna, symbol lub metafora. O istnieniu sztuk walki pokrewnych dalekowschodniemu kobudo świadczy również między innymi rozdział traktatu Paulusa Hectora Maira poświęcony walce sierpem, kosą i cepem – z początku prostymi narzędziami rolniczymi.
Niewątpliwie zarówno koszta stworzenia traktatu szermierczego jak i powszechny analfabetyzm były jednymi z głównych przyczyn, dla których nie istniały w średniowieczu księgi skierowane do stanu plebejskiego. W okresie tym ogromną rolę spełniała tradycja przekazu ustnego, dlatego też możemy przypuszczać, iż niższe klasy uzyskiwały dostęp do wiedzy w sposób jak najbardziej praktyczny. Nie oznacza to jednak, że do bitwy stawali ludzie, którzy nie posiadali żadnych lub prawie żadnych umiejętności. Z pewnością nawet leychmeistere potrafili czegoś nauczyć pospólstwo, a jak wiemy z wielu innych źródeł, miecz i puklerz były dość popularną bronią, również wśród plebejuszy6.
Stany niższe rzadko uczestniczyły w pojedynkach, jednakże zdarzało się im czasem być powoływanym pod broń w wypadku większych potyczek i bitew. W walce z wieloma przeciwnikami znacznie bardziej liczy się taktyka niż ilość znanych technik. Najprawdopodobniej miała ona znacznie mniejsze znaczenie, niż umiejętność zastosowania ich w wirze walki7.
Inną wadą traktatów jest fakt, że z wieku XIV zachowały się jedynie dwa, a o wcześniejszych nic nie wiemy. Jeśli ktoś pragnie rekonstruować walkę mieczem i tarczą w wiekach XI i XII musi ekstrapolować techniki, jakie znajdzie w późniejszych źródłach. Co ciekawe, traktaty średniowieczne nie zajmują się wcale walką mieczem i tarczą (jedynie puklerzem oraz ogromnymi niemieckimi tarczami pojedynkowymi albo cienkimi tarczami rycerskimi używanymi do pojedynków sądowych). Dr Sydney Anglo wysunął tezę, że pochodzące ze średniowiecza traktaty należy traktować jako zapowiedź renesansu. Wypada tu jednakże zauważyć, że techniki w nich zawarte stosowano w wiekach XIV i XV, dlatego też nazywanie ich „Sztukami Walki Renesansu” nie jest może stwierdzeniem najcelniejszym. Rozróżnienie pomiędzy sztukami walk średniowiecza, a tymi z renesansu może być jednak trudne ze względu na fakt, że większość szkół istniała i ewoluowała w wiekach XIV-XVI.
Kolejny problem traktatów jest nieco innej natury. Każdy mistrz opisuje techniki na swój sposób. Nawet uczniowie Johannesa Liechtenauera prezentują różne interpretacje jego wersów, co widać w traktatach Hanko Döbringera, Petera von Danzig i Sigmunda Ringecka. Gdy dodać do tego możliwe pomyłki skryby (jak np. zamiana podpisów pod ilustracjami w Codex Wallerstein albo dodane na marginesie wersy u Döbringera), czy też ilustracje nie zawsze pasujące do tekstu, nowe słownictwo, czasem niejasne, a nawet celowo zagmatwane opisy (Talhoffer), dość nieczytelne pismo (Paulus Hector Mair), brak istniejących wówczas zasad ortograficznych, stan niektórych zachowanych zabytków (tzw. Solothurner Fechtbuch), a w końcu fakt, że większość z nich nigdy nie miała być podręcznikami, a raczej formą prezentacji własnej osoby albo dyskusji, widać jasno, że odszyfrowanie traktatu staje się sporym wyzwaniem.
Należy dodać, że średniowieczni mistrzowie doskonale zdawali sobie sprawę ze stopnia skomplikowania sztuk walki: „…sztuka ta jest tak skomplikowana, że trudno ją zapamiętać bez pomocy ksiąg lub traktatów…” (mówi Fiore dei Liberi), a także ograniczeń przekazu pisanego: „Nie można wyjaśnić walki tak dobrze na piśmie, czy w mowie, jak można jej nauczyć i pokazać przy pomocy rąk.” (podsumowuje Döbringer). Inne możliwe źródła8.
Do innych źródeł można zaliczyć kroniki. Z przekazami walk przedstawionymi w kronikach rozprawia się jednak dość stanowczo Sydney Anglo w swojej książce „Martial Arts of Renaissance Europe”. Podaje on opisy dwóch walki: pojedynku między Anthonym Woodville i Bastardem z Burdgundii (1467) opisanego przez czterech świadków oraz drugiej walki między Bayardem a Alonzo de Sotomayore (1503) utrwalonej przez trzy osoby9. Ogromna rozbieżność relacji w dużej mierze dyskwalifikuje kroniki jako źródła mogące pomóc nam w rekonstrukcji sztuk walki.
Z romansami rycerskimi sprawa ma się nieco inaczej. Już w nordyckich sagach można odnaleźć pewne szczegóły dotyczące sposobów używania broni10. Opisy walk przedstawione w romansach są jednak znacznie przesadzone, doprowadzone do heroicznych rozmiarów. Zadawane przez bohaterów uderzenia potrafią rozpłatać człowieka wraz z koniem11. Brak tam jednak szczegółowych wskazówek, co do konkretnych technik. Dla autora romansu liczy się przede wszystkim efekt wywarty na czytelniku, a nie szczegółowe opisy walki. Czasem jednak można z nich wyciągnąć słuszne wnioski, gdy porówna się je z innymi źródłami – jak na przykład atakowanie nóg przeciwnika, dość często wymieniane w sagach, zostało później potwierdzone przez średniowieczne znaleziska archeologiczne.
Do niedawna (i niestety w pewnych kręgach nawet teraz) niewielkie znaczenie przypisywano rycinom i iluminacjom. Panujący pogląd na temat braku realizmu w sztuce średniowiecza powoli jednak upada. Okazuje się, iż często owe przedstawienia wykazują duże podobieństwo do innych, znanych nam z traktatów. Bliższe przyjrzenie się tym źródłom – bardzo licznym i niestety w dużej mierze ignorowanym – może pomóc nam w umieszczeniu sztuk walki w odpowiednim kontekście społecznym i obyczajowym.
Ostatnim ze źródeł może być archeologiczna dokumentacja z wykopalisk przeprowadzonych w miejscach dawnych bitew, takich jak Towton, czy Wisby. Ukazują one fascynujące informacje na temat ran i obrażeń zadawanych ówczesną bronią i w połączeniu z analizą traktatów, mogą być wielce pomocne w rekonstrukcji rzeczywistych metod walki. Jedyną ich wadą jest to, że z konieczności ograniczają się do urazów kości, dlatego też nigdy nie można być pewnym tego, w jaki sposób owe rany zadano. Sztandarowym przykładem jest tu czaszka, która najprawdopodobniej została trzykrotnie przestrzelona bełtami z kuszy, co doprowadziło do licznych spekulacji jak to się stało. Niestety, tak bogate znaleziska jak Wisby, czy Towton są dość rzadkie.
Jak widać, poleganie wyłącznie na tych źródłach nie jest wskazane. Mogą one dostarczyć nam społecznego i kulturalnego kontekstu, ale nie ujawniają konkretnych technik walki bronią. To, co znajduje się w tekstach, ilustracjach lub na wykopaliskach, należy rozważyć w świetle traktatów i vice versa – traktaty należy umiejscowić w odpowiednim kontekście kulturalnym, aby nie wyciągnąć nieodpowiednich wniosków12.
Dostępne traktaty
Bezpośrednie instrukcje w postaci traktatów szermierczych zaczynają się pojawiać wraz z końcem XIII wieku. Najwcześniejszy znany zabytek to I.33 przechowywany w Royal Armouries w Leeds, który opisuje walkę mieczem i puklerzem. Z tego samego okresu pochodzi nie zlokalizowany jeszcze włoski tekst autorstwa braci Del Serpente, choć profesor Anglo wątpi w jego istnienie. Zdaje się, że te dwie pozycje stanowią pewien unikat dla swoich czasów, albowiem kolejny zachowany podręcznik datuje się dopiero na 1389 rok i został spisany przez mnicha, Hanko Döbringera, ucznia fechtmistrza Johannesa Liechtenauera i jest głównie dyskusją między autorem a leychmeistere.
Koniec wieku XIV i początek XV to czas, kiedy działają mistrzowie, którzy położyli podwaliny pod systematyzację sztuk walki: Johannes Liechtenauer (długi miecz, zapasy), Andrzej z Legnicy (włócznia), Ott Żyd (zapasy) oraz Fiore dei Liberi (kompletny system walki). Szczególnie istotny wydaje się być fechtmistrz Liechtenauer, ponieważ od niego wywodzi się tradycja walki długim mieczem, powielana i rozwijana w XV-wiecznych traktatach takich mistrzów jak Peter von Danzig, Sigmund Ringeck, a także i później u anonimowego autora Goliatha, czy też u Jörga Wilhalma i Joachima Meyera. Tradycji tej poświęcono już kilka prac naukowych13. Fiore dei Liberi zdaje się być ojcem tradycji włoskiej, która zaczyna się z jego Flos Duellatorum (znamy 3 różne wydania, wiemy że istniało co najmniej 5) i jest kontynuowana przez Filipo Vadi, a potem Achille Marozzo (Opera Nova) oraz Manciolino (również Opera Nova). Tradycja ta oczekuje na dokładniejsze badania i szersze omówienie.
Godne uwagi ze źródeł XV-wiecznych są jeszcze Gladiatoria traktujący ściśle o walce w zbrojach (możliwe że zawierająca uwagi Liechtenauera), oraz francuski Le jeu de la hache, którego przedmiotem jest walka młotem lucerneńskim. Traktat Lecküchnera zajmuje się tasakiem (messer) i najprawdopodobniej zawiera największą ilość technik walki tą bronią Stanowczo zbyt przeceniany jest Hans Talhoffer. Co prawda zawiera on zapasy według tradycji Otta oraz ciekawe rozdziały na temat sztyletu oraz młota lucerneńskiego, jednakże jego ryciny dotyczące długiego miecza są wysoce niejasne. Niestety, traktat ten jest najczęściej eksponowany i często stosowany jako jedyne źródło wiedzy, co prowadzi do wielu nieporozumień w rekonstrukcji.
Do innych źródeł należą: Codex Wallerstein, Hans Czynner, Paulus Kal (rywal Talhoffera), Sigmund Schinning (zawiera nieco inną odmianę glosy Liechtenauera). Istnieją również źródła francuskie, których do tej pory jeszcze w pełni nie zbadano. Dwa angielskie teksty: Harleian oraz MS 39564 okazują się być bardzo trudne do przetłumaczenia na język współczesny i do interpretacji. Do ostatnich znalezisk należy krótki niemiecki manuskrypt traktujący o długim mieczu, jednak nie podążający tradycją Liechtenauera.
Spośród źródeł renesansowych, kontynuacje tradycji średniowiecznych można odnaleźć w anonimowym traktacie Goliath, traktatach Jörga Wilhalma, Achille Marozzo oraz Manciolino, o czym wspomniano wcześniej. Według prof. Anglo, Pietro Monte, hiszpański mistrz ze schyłku XV wieku, opisywał też techniki średniowieczne. Również Brief Instruction on my Paradoxes of Defence George’a Silvera zawiera garść cennych wskazówek, a jego walka mieczem i puklerzem jest podobna do tego, co zaprezentowano w I.33. Albrecht Dürer – sławny malarz – również podejmuje temat sztuk walki średniowiecza. Warte przejrzenia są również liczące ponad 1000 stronic kompilacje Paulusa Hectora Maira, notabla miejskiego, dla którego sztuki walki stały się obsesją i zaprowadziły na szafot.
Pozycje te na dzisiejszy stan wiedzy w dużej mierze wyczerpują zestaw dostępnych nam źródeł na temat średniowiecznych sztuk walki. Szerzej na temat traktatów szermierczych wypowiada się S. Matthew Galas w swoim eseju „Szermierka w średniowiecznej Europie” oraz artykule „Bratnie dusze”. Traktaty niemieckie opisał dość dokładnie Hans-Peter Hils w swojej pracy „Meister Johann Liechtenauers Kunst des langen Schwertes”.
Jak widać, liczba źródeł jest duża. Niektóre z nich nauczają wszystkiego od początku (Liberi), a inne zawierają tylko wybór zaawansowanych technik (Codex Wallerstein), które można odpowiednio zinterpretować tylko z pomocą innych źródeł. Każdy z traktatów powinien zostać szczegółowo opracowany i zanalizowany, aby lepiej zrozumieć sposób wykorzystania broni.
Uwagi końcowe
Ideałem dla każdego poważnego studenta dawnych europejskich sztuk walki byłoby przeczytanie i zrozumienie przynajmniej kilku najważniejszych traktatów, ćwiczenie „na sucho” zabytkowymi egzemplarzami oraz walki z partnerem doskonałymi replikami broni i udział w większych potyczkach. Jak dotąd źródła są w dużej mierze trudno dostępne, pisane po łacinie, w języku staroniemieckim albo starofrancuskim, raczej nieznanym osobom nie zajmującym się na co dzień historią lub filologią. Sytuacja na szczęście diametralnie się poprawia, albowiem zainteresowanie traktatami oraz świadomość tradycji sztuk walk Zachodu ostatnio znacznie wzrosły, dzięki czemu pojawia się coraz więcej opracowań i tłumaczeń. Repliki broni wciąż jednak pozostawiają wiele do życzenia, a o dostępie do zabytków nie ma co marzyć.
Rekonstrukcja jest zadaniem trudnym i wymagającym zainwestowania dużej ilości czasu i pracy. Nie wszystkich stać na taki wydatek. Jednakże brak czasu nie może być powodem, dla którego odrzuca się źródła na rzecz „czystej” metody eksperymentalnej. Przy obecnym stanie wiedzy można śmiało powiedzieć, że bez poparcia źródłami nie zdaje ona egzaminu. Niezależnie od swoich wad (prawdziwej i domniemanej elitarności, ograniczoności technik, przypadkowości zabytków, które przetrwały), traktaty są jedynym wiarygodnym źródłem. Dawne „sztuki Marsa” tworzą na tyle złożony i zróżnicowany system, że dla korzystania z traktatów nie ma innej poważnej alternatywy.
Z czasem może powstaną europejskie szkoły sztuk walki, a ludzie do nich uczęszczający będą znali przekazywane techniki „z drugiej ręki”, jednakże nauczyciel (czy też „mistrz”) powinien legitymować się dogłębną znajomością tematu. Wtedy dopiero będziemy mogli mówić o prawdziwych dawnych europejskich sztukach walki. Na razie jednak przed nami długa droga polegająca na mozolnej interpretacji źródeł.
Przypisy
1 Autor wykorzystał tłumaczenia wybranych części trakatu Hanko Döbringera w przekładzie Grzegorza Żabinskiego.
2 Tłumaczenie „Le Jeu De La Hache” autorstwa prof. Sydneya Anglo.
3 Tłumaczenie „Flos Duellatorum” na zlecenie Royal Armouries w Leeds.
4 Tłumaczenie prologu traktatu Filipo Vadi’ego przez Luca Porzio.
5 Tłumaczenie wybranych części traktatu Peter von Danzig autorstwa Grzegorza Żabinskiego.
6 Patrz np. opis młynarza u Chaucera.
7 Temat ten poruszył szerzej John Clements w swoim artykule „One against many” (dostępny na stronie ARMA members) oraz Mark Bertrand w „Tactical swordsmanship”.
8 Temat innych możliwych źródeł dla rekonstrukcji HEMA omówił szerzej prof. Sydney Anglo w swojej książce „Martial Arts in the Renaissance Europe”.
9 Anglo Sydney, „Martial Arts in the Renaissance Europe”, pp. 18-20
10 Oakeshott Ewartt, „Archaeology of Weapons”
11 patrz np. Chanson de Roland.
12 Christopher Amberger w swoim artykule „Playing by the Rules” pokazuje istotę interpretacji traktatów w odpowiednim kontekście.
13 Do najważniejszych należą „Meister Johann Liechtenauers Kunst des langen Schwertes” autorstwa Hansa-Petera Hilsa oraz „Meister Johann Liechtenauers Kunst des Fechtens” Martina Wierschina.
Bibliografia
- Anglo Sydney, Martial Arts of the Renaissance Europe
- Amberger Christopher, The Secret History of the Sword
- Anonim, Chanson de Roland
- Chaucer Geoffrey, Canterbury Tales
- Clements John, Medieval Swordsmanship
- Clements John, Renaissance Swordsmanship
- Cvet David, The Art of the Long Sword Combat
- Hils Hans-Peter, Meister Johann Liechtenauers Kunst des langen Schwertes
- Oakeshott Ewartt, Archaeology of Weapons
- Wierschin Martin, Meister Johann Liechtenauers Kunst des Fechtens
Strony WWW
- Academy of European Medieval Martial Arts
- The Association for Renaissance Martial Arts
- Chronique
- The Exiles CMMA
- Secret History of the Sword
Autor pragnie podziękować następującym osobom za pomoc przy pisaniu powyższego artykułu: John Clements, S. Matthew Galas, Stephen Hick, Russell Mitchell, Patryk Skupniewicz, Grzegorz Żabiński.